Aktualności


2011.07.22-31 - Szczawnica i Słowacja



 

23 lipiec 2011 r.

 

 

 

24 lipiec 2011 r.

 

 

 

25 lipiec 2011 r.

 

 

 

26 lipiec 2011 r.

 

 

 

28 lipiec 2011 r.

 

 

 

29 lipiec 2011 r.

 

 

 

 

 


Relacja z wyprawy Bankowego Towarzystwa Rowerowego w Nałęczowie do Szczawnicy oraz słowackiego Podlesoka w dniach 22 – 31 lipca2011r.


 

Dzień 1 - piątek

Zebraliśmy przed Domem Kultury w Nałęczowie o godzinie 8.00. W wyprawie brali udział: Ela, Leszek, Gabrysia, Jarek, Jędrek, Kuba, Darek, Miłka, Lucia, Zbysław, Witek, Mirka, Jacek, Patryk, Przemek, Stanisław, Ziemowit, Aldek, Grzegorz, Gabrysia, Kazik, drugi Kuba oraz kierowca Stanisław. Jest nas razem 23 osób. Spakowaliśmy swoje bagaże do samochodów i sprawnie wyruszyliśmy ok. godziny 8.45. Rowery dnia poprzedniego przymocowaliśmy do przyczepek, więc nie zajmowało nam to już czasu w dniu wyjazdu. Nasza trasa wiodła przez Annopol, gdzie przekroczyliśmy Wisłę, następnie Mielec, Dębicę, oraz Nowy Sącz. Po drodze w restauracji około godziny 14.30 przy stacji paliw zjedliśmy obiad. Do Szczawnicy dotarliśmy ok. godziny 16.30.

To znane uzdrowisko już od połowy XIX w. Dzięki specyficznemu mikroklimatowi i obecności źródeł wód mineralnych miasto wyspecjalizowało się w leczeniu chorób układu pokarmowego i oddechowego. Znajduje się tu znana stacja narciarska Palenica. Nasze domki w stylu góralskim znajdowały się ok. 1 km. od centrum Szczawnicy i były położone powyżej tegoż ok. 130 m. Tak więc prawie każdą trasę zaczynaliśmy dosyć ostrym zjazdem do miasteczka, a kończyliśmy stromym podjazdem, co czasami dawało nam się we znaki. Każdy domek, w którym mieszkaliśmy składał się czterech oddzielnych pokoi z aneksem kuchennym oraz łazienką. Standard pokoi był dobry. Teren, na którym wznosiły się domki był ładnie zagospodarowany, tym nie mniej gospodarz włożył w to wiele wysiłku, ponieważ cały teren był wcześniej osuwiskiem. Po zagospodarowaniu się zjedliśmy kolacje i położyliśmy się spać. Tak upłyną nam pierwszy dzień.

 

Dzień 2 - sobota

Zebraliśmy się o godzinie 9.00, godzina ta z resztą przyjęła się co do zasady jako godzina zbiórki na wyjazdy w kolejnych dniach. Tego dnia mieliśmy zaplanowane zdobycie Lubania. Zjechaliśmy dość stromo do centrum Szczawnicy i dalej brzegiem potoku Grajcarek kierujemy się w stronę Krościenka. W latach 1973-1982 Szczawnica była połączona z Krościenkiem i nosiła wtedy nazwę Szczawnica-Krościenko. Zatrzymujemy się jeszcze na mostku, tutaj też Grajcarek wpada do Dunajca. Po dotarciu do Krościenka i zrobieniu zakupów spożywczych stromym podjazdem zaczęliśmy zdobywanie Lubania. Dość szybko okazało się, iż zdecydowanie więcej rower trzeba prowadzić niż na nim jechać. Asfalt szybko się skończył i dalsza droga była mieszanką ubitej gliny oraz swobodnych kamieni. Podjazd a właściwie podejście od początku było dość strome i maksymalne nachylenie dochodziło nawet do 24%. Droga dość szybko dała nam się we znaki, słońce mocno przygrzewało, sporo podejścia wiodło przez teren zalesiony gdzie było dość duszno i wilgotno. Tym nie mniej już po 20 min. podejścia podziwialiśmy piękne widoki, co zdecydowanie rekompensowało nam trudy drogi.

Po dwóch i pół godzinie od wyruszenia osiągnęliśmy pierwszy szczyt Lubania. Lubań ma dwa wierzchołki: jeden zarośnięty lasem, który zdobyliśmy jako pierwszy ma wysokość 1225 m., a niższy pozbawiony zalesienia, z którego rozpościerają się piękne widoki ma 1211 m. Pomiędzy wierzchołkami położona jest polana, na której znajduję się baza na Lubaniu oraz niewielkie pole namiotowe.

Baza to drewniany szałas, w którym zorganizowana jest polowa jadłodajnia. Miejsce to niewątpliwie ma swój klimat, polowe warunki przyrządzania i podawania posiłków przywodzą na myśl odległe lata polskiej turystyki górskiej. Po posileniu się w bazie udaliśmy się na drugi szczyt Lubania.

Tam podziwialiśmy piękne widoki, zapominając już zupełnie o zmęczeniu związanym z podejściem. Po około pół godzinie zaczęliśmy zejście ze szczytu. Pierwsze 100 metrów zejścia było bardzo strome. Dalej już udało nam się jechać rowerem, troszkę jednak czasu zajęło nam zastanawianie się, którym szlakiem mamy się udać w dalszą drogę. W między czasie Stanisław złapał gumę, wiec po drodze była jeszcze szybka wymiana dętki. Po dotarciu do wsi Huba droga zmieniła się na asfaltową. Dalej wiódł stromy i kręty zjazd do głównej drogi wiodącej do Krościenka oraz Jeziora Czorsztyńskiego. Po szybkim zjeździe, gdzie prędkość dochodziła nawet do 55km/h ok. godziny 16.00 zjedliśmy obiad w pobliskiej restauracji. Po około godzinie udaliśmy się w dalsza drogę brzegiem Jeziora Czorsztyńskiego. Ruch samochodowy był dość duży, z samej zaś drogi wiodącej przez liczne wzniesienia rozciągał się piękny widok na Jezioro Czorsztyńskie. Po około 10 km. w okolicach miejscowości Kluszkowce odbiliśmy w prawo w stronę jeziora. Chcieliśmy w ten sposób uniknąć ruchliwej drogi, udając się częściowo bocznymi polnymi drogami w stronę Krościenka. Pomysł jednak nie okazał się trafny, po przejechaniu ok. 1,5 km. miejscowy rolnik odradził nam dalszą jazdę tą drogą. Wróciwszy w to samo miejsce, od którego odbiliśmy z drogi asfaltowej mieliśmy jeszcze do pokonania ostatni już podjazd tego dnia. Dalsza droga sprawnie i szybko przebiegła. Ok. godziny 17.00 byliśmy na naszych kwaterach. Tego dnia przejechaliśmy 59 km., lecz to nie pokonana odległość dala nam się we znaki lecz suma przewyższeń, która wynosiła 1160 m.

 

Dzień 3 - niedziela

Zbiórka jak zwykle o godzinie 9.00. Dość sprawnie zebraliśmy się i po drobnym przeglądzie kilku rowerów udaliśmy się w stronę centrum Szczawnicy. Tam mały przystanek przy Zdroju Szymona, gdzie kilka osób uzupełnia wodę w bidonach i dalej przez mostek pod wyciągiem krzesełkowym na Palenicę (772 m.) ruszamy drogą rowerową brzegiem Grajcarka w stronę Krościenka.

Tutaj dojeżdżamy do Dunajca i skręcamy w lewo jadąc kawałek lewym brzegiem w stronę granicy państwa. Widok jest przepiękny, przełom Dunajca to jedno z najpiękniejszych miejsc w Polsce. Po dalszych 2 km. opuszczamy Dunajec i kierujemy się w lewo w stronę słowackiej Leśnicy. Stąd już zaczyna się podjazd, który da nam się we znaki. Po przejechaniu kilku kilometrów mijamy znak drogowy informujący o nachyleniu dalszego podjazdu wynoszącym 12%. Dalej po lewej mijamy Kozią Hore (663 m.) i dojeżdżamy troszkę już zmęczeni podjazdem na Leśnickie Siodło (720 m.), tutaj na parkingu mamy odpoczynek.

Jest to punkt widokowy i faktycznie piękny widok rozciąga się stąd na południe. Pogoda dopisuje, a niestety nie każdego dnia tak bywało. Czas umila nam rozmowa z młodym Słowakiem prowadzącym na parkingu sklepik z pamiątkami oraz zabawa z jego radosnym psem. Po półgodzinnym odpoczynku szybkim zjazdem docieramy do Wielkiego Lipnika i dalej w prawo sprawnie kierujemy się do Czerwonego Klasztoru.

Tutaj mamy kolejny odpoczynek w kawiarni mieszczącej się w zabudowanych dawnego klasztoru kartuzów i kamedułów. Czerwony Klasztor jest małym centrum turystycznym, tutaj biorą swój początek szlaki turystyczne do Wielkiego Lipnika, Leśnicy, na przełęcz Limierz oraz najładniejszy do Szczawnicy. Nad brzegiem Dunajca znajduje się pole namiotowe w sąsiedztwie, którego rośnie 15 starych lip. Wszystko to razem tworzy niezwykle urokliwą atmosferę tej miejscowości. Po godzinnej przerwie udajemy się Drogą Pienińską w stronę Szczawnicy.

Widoki są przepiękne, Dunajec płynie na tym odcinku wieloma zakolami, ściany górskie z obydwu stron wznoszą się do 300 m. Częstym widokiem są też flisacy, którzy na swych tratwach przewożą turystów. Droga od Czerwonego Klasztoru do dopływu rzeki Grajcarek liczy 10 km. i jest dobrze przygotowany dla turystów. Sporo tu ławeczek i wiat, często spotyka się różne tablice informacyjne, można też zwiedzić Pawilon Pienińskiego Parku Narodowego. Około godziny 17.00 dość zmęczeni dojeżdżamy na naszą kwaterę. Sprawnie bierzemy prysznic i udajemy się na posiłek do restauracji „Czarda”. Tego dnia przejechaliśmy 42 km., a suma przewyższeń wynosiła 449m.

 

Dzień 4 - poniedziałek

Tego dnia wyruszamy o godzinie 8.00, chcemy sprawnie wrócić i na 17.00 udać się do parku wodnego.  Pogoda nie jest zbyt sprzyjająca, zanosi się na deszcz. Kierujemy się do centrum Szczawnicy i dalej przełomem Dunajca do Czerwonego Klasztoru. Tutaj odpoczynek w kawiarni klasztornej. Deszcz pada już dość mocno. Część grupy w związku z tym postanawia zakończyć dzisiejsza wycieczkę. Około godziny 9.00 w dalszą drogę udaje się 9 osób. Przekraczamy Dunajec efektowną kładką i w deszczu kierujemy się dalej w stronę Sromowców Niżnych. Po około 3 km. z naszych oczu znika Dunajec, a my zaczynamy dość stromo piąć się asfaltowa drogą w górę. Podjazd jest coraz bardziej stromy, droga zakolem pnie się w górę, a deszcz spływa nam po plecach.  Na przystanku autobusowym robimy mały odpoczynek i dalej w lewo długim zjazdem kierujemy się na zaporę przy Jeziorze Sromowieckim. Tutaj krótka przerwa na podziwianie widoku z zapory i dalej zmierzamy do kolejnej zapory na Jeziorze Czorsztyńskim.

Zapora ta ma około 400 m. długości i 56 m. wysokości. Rozciąga się z niej piękny widok na Jezioro Sromowieckie. Samo zaś Jezioro Czorsztyńskie to zaporowy zbiornik wodny na rzece Dunajec. Głównym jego zadaniem jest ochrona przeciwpowodziowa doliny Dunajca. Ma on też duże znaczenie przyrodnicze i krajoznawcze, rozwija się tu nawodny wypoczynek. Na zaporze funkcjonuje także elektrownia wodna. Deszcz jednak nie pozwala na dłuższy postój w tym ładnym miejscu, więc dalej już prowadząc rowery idziemy w stronę ruin zamku wzniesionego w początkach XIV wieku przez węgierskiego kolonizatora ziem polskich Rykolfa Berzeviczego. Początkowo zamek ten pełnił funkcję strażnicy węgierskiej na granicy z Polską. Później często zmieniał właścicieli, został także przebudowany na renesansowa rezydencję i w takiej formie zachował się do dziś. Po pierwszej wojnie światowej znalazł się w granicach Polski. Zamek był licznym plenerem dla produkcji filmowych, to tutaj kręcono „Janosika”, „Wakacje z duchami” czy „Zemstę” Aleksandra Fredry. Zamek ten sąsiaduje z zamkiem w Czorsztynie położnym po przeciwległym brzegu Jeziora Czorsztyńskiego, który mamy zwiedzać za dwa dni. Piękne widoki psuje cały czas mocno padający deszcz w związku, z czym udajemy się na obiad do przyzamkowej restauracji. Czekając aż deszcz troszkę zelży, po dwóch godzinach ruszamy w drogę powrotną. Drugą stroną Dunajca przez nieczynne przejście graniczne docieramy do Czerwonego Klasztoru i dalej kolejny raz Drogą Pienińska jedziemy do Szczawnicy. Na kwaterze sprawnie bierzemy prysznice i autem udajemy się do miejscowego parku wodnego w hotelu Solar. Po zmarznięciu w ciągu dnia miło było ogrzać się w saunie i jakuzzi.  Tego dnia przejechaliśmy 58 km. a suma podjazdów wynosiła 390m.

 

Dzień 5 - wtorek

Zbiórka o godzinie 9.00, tego dnia udajemy się w przeciwną drogę niż dotychczas. Prosto od naszej kwatery ruszamy tym razem na północ asfaltową drogą pod górę. Po prawej mijamy 5 metrowy wodospad Zaskalnik na Sopotnickim Potoku. Droga asfaltowa kończy się dość szybko i dalej już drogą gruntową coraz stromiej pniemy się w górę. Podjazd przypomina nam ten z drugiego dnia, gdy zdobywaliśmy Lubań. Teraz jednak teren jest bardziej mokry, w wielu miejscach podobnie jak drugiego dnia rower trzeba prowadzić.

Powoli docieramy w okolice Czeremchy Zachodniej (1015 m.) i skręcamy w prawo jadąc teraz północną jej częścią i dalej kierujemy się wschód. Po drodze robimy liczne przerwy w tym jedną na leśne smakołyki. Dalej niebieskim szlakiem przez Czeremchę (1124 m.) pniemy się na Przehybę (1175 m.). Tutaj mijamy 87 metrowy maszt telewizyjnego ośrodka nadawczego i kierujemy się do schroniska. Jesteśmy przemoknięci i zmęczeni, ciepły posiłek i odpoczynek dobrze nam zrobi.

Po odpoczynku oraz pamiątkowym zdjęciu przed schroniskiem około godziny 13.30 udajemy się w drogę powrotną niebieskim szlakiem. Jest bardzo ślisko, na trasie jest wiele błota i kamieni. Chwilami trzeba prowadzić rower. Mimo trudności zjazd pokonujemy sprawnie. Ostatnie 1,5 km. przed drewnianą kaplicą na rozstaju dróg jedziemy szutrową drogą z prędkością dochodząca do 50km/h. Tutaj też docieramy do szlaku, którym kilka godzin wcześniej pięliśmy w górę. Wszyscy są zadowoleni, nie pamiętamy już o trudach podjazdu, czy niesprzyjającej pogodzie. Pełni wrażeń zatrzymujemy się na obiad w restauracji „Czarda” i po godzinie 15.00 jesteśmy na kwaterze. Przejechaliśmy niecałe 24 km., trasa jednak dała nam się we znaki, suma podjazdów wynosiła 655 m.

 

Dzień 6 - środa

Od samego rana padał rzęsisty deszcz, prognoza na dalszą część dnia także przewidywała opady.  Zapała decyzja by tego dnia z uwagi na pogodę wybierać się na wycieczkę busem. Około godziny 11.00 zebraliśmy się i ruszyliśmy do Jaworek oddalonych od Szczawnicy około 5 km. Tutaj znajduję się rezerwat Homole. Jest to jeden z najbardziej znanych i przepiękny wąwóz o długości około 800 m. W lekkim deszczu ruszamy zwiedzać wąwóz. Jego dnem wśród licznych kaskad wije się potok Kamionka, w którego korycie leży wiele ogromnych głazów. Ściany wąwozu zbudowane ze skał wapiennych, których wysokość dochodzi do 120 m. Od XV wieku wąwóz ten był miejscem poszukiwania skarbów, istnieją tu szyby górnicze, gdyż w przeszłości poszukiwano tu złota.

Marsz w górę wywozu ułatwiają nam liczne metalowe mostki i schodki. Często przystajemy i podziwiamy widoki, robimy tez sporo zdjęć. Około godziny 12.30 wracamy do busa i w dalszą wycieczkę ruszamy do Czorsztyna.

 


 

Tutaj zwiedzamy ruiny gotyckiego zamku z XIV wieku. W czasach Kazimierza Wielkiego zamek posiadał duże znaczenie strategiczne, strzegł ważnego szlaku handlowego i dyplomatycznego na Węgry, pełnił tez funkcje komory celnej. Tutaj też miało swoją siedzibę starostwo czorsztyńskie. Zamek gościł w swych murach Kazimierza Wielkiego, Ludwika Węgierskiego, św. królową Jadwigę i Władysława Warneńczyka. Zwiedzamy zamek, wchodzimy krętymi schodami na taras widokowy gdzie rozpościera się piękny widok na Jezioro Czorsztyńskie oraz zamek w Niedzicy na przeciwległym brzegu. Około godziny 14.30 wracamy na nasza kwaterę w Szczawnicy. Cały czas od rana pada deszcz. Około godzimy 17.00 jedziemy busem do miejscowego parku wodnego, gdzie przyjemnie upływa nam kolejne dwie godziny. Po powrocie pakujemy swoje bagaże, gdyż następnego dnia rano opuszczany już Szczawnicę i jedziemy na Słowację.

 

Dzień 7 - czwartek

O godzinie 8.00 pakujemy swoje bagaże do samochodów, po czym ruszamy w stronę centrum Szczawnicy. Tutaj napełniamy bidony przy Źródle Szymona i ruszamy dalej Droga Pienińską. To już nasz ostatni przejazd tym pięknym szlakiem. Zatrzymujemy się na krótki postój w Czerwonym Klasztorze. Dalej kierujemy się asfaltową drogą na Spiską Starą Wieś. Tutaj zaczyna się już delikatny podjazd. Jadąc przez kolejne wioski słyszymy skoczną muzykę dobiegającą z megafonów zamontowanych na słupach trakcji elektrycznej. Trochę jesteśmy tym zaskoczeni, ale w sumie podoba nam się. Uprzyjemnia to nam jazdę, tym bardziej, że od wsi Relov podjazd staje się coraz bardziej stromy. Droga wije się zakolami a nachylenie sięga chwilami do 12%.

Po wyczerpującym wjeździe na szczyt około godziny 12.00 mamy odpoczynek na małym przydrożnym parkingu. Jesteśmy na wysokości ok. 970 m., podjazd zaś zaczynaliśmy w Spiskiej Starej Wsi na ok. 500 m. Po odpoczynku mamy jeszcze mały kawałek pod górkę, a później bardzo długi i szybki zjazd, gdzie prędkość u niektórych dochodziła do 70 km/h. Sprawnie dalej dojeżdżamy do urokliwego miasteczka Klezmarok. Tutaj mamy mały spacer po centrum, po czym próbujemy znaleźć restauracje. Miejscowi polecają nam restaurację „U Jakuba”, tam tez się udajemy. Obiad był smaczny, serwowany przez kelnerki w strojach ludowych. Ciekawostką był malutki potoczek płynący przez salę jadalną, gdzie w małym oczku pływały kolorowe rybki. Po posiłku przed godziną 14.00 ruszamy w dalszą drogę przejeżdżając przez małe słowackie wioseczki. Po drodze robimy przerwy na odpoczynek i około godziny 15.30 dojeżdżamy do Podlesoka, czyli naszej kwatery na Słowacji. Podlesok to znane centrum turystyczne w zachodniej części Słowackiego Raju. Jest dogodnym punktem wyjścia na szlaki, m.in. do znanego wąwozu Sucha Bela. Na miejscu już czekają na nas Darek ze Stanisławem, odbieramy bagaże z samochodów i dość sprawnie kwaterujemy się w 5 osobowych domkach letniskowych.

Tego dnia przejeżdżamy ok. 87 km. z sumą podjazdów wynoszącą ok. 850 m.  

 

Dzień 8 - piątek

Zebraliśmy się o godzinie 8.00, pogoda na dzisiejszy dzień zapowiada się słoneczna. Sprawnie ruszyliśmy drogą w stronę Hrabusic, tutaj mały postój przy sklepie na drobne zakupy spożywcze i ruszamy dalej drogą w stronę Hranovnicy. Tutaj na skraju miasteczka mijamy dużą osadę ludności pochodzenia cygańskiego. Droga przed nami powoli zaczyna piąć się w górę i podjazd z każdym kilometrem coraz bardziej daje nam się we znaki. Sporo tu polskich turystów, często mijają nas auta z polską rejestracją. Tak dojeżdżamy do Vernaru, gdzie mamy kolejny odpoczynek.

Zerkamy na mapę, przed nami najtrudniejszy etap, zaczynają się serpentyny, na mapie jest duże zagęszczenie tym miejscu poziomic. W międzyczasie zwiedzamy mały kościółek unicki i ruszamy dalej. Dalszy podjazd mocno daje nam się we znaki, wjeżdżamy na wysokość ok. 1050 m., co daje nam 430 m. przewyższenia w stosunku do niedawno mijanej Hranovnicy. Tutaj na szczycie mały odpoczynek i dalej w dół szybkim zjazdem do skrzyżowania dróg, gdzie skręcamy w lewo i kierujemy się w stronę Demanowskiej Jaskini Lodowej. Po 8 km. dojeżdżamy na miejsce. By dostać się do samej jaskini trzeba od głównej drogi przejść przez las stromym podejściem przez ok. 20 min. Wejście do jaskini znajduje się na wysokości 840 m. i położne jest ok. 90 m. powyżej dna doliny, gdzie zostawiliśmy rowery. Po dotarciu na miejsce zakupiliśmy bilety i po około pół godzinie zaczęliśmy zwiedzać jaskinię. Schodzimy metalowymi schodkami w dół i pierwsze co odczuwamy to zimno, w jaskini jest około 2 °C. Demanowska Jaskinia Lodowa jest jedną z najstarszych wspomnianych w dokumentach jaskiń, pierwsza wzmianka znajduje się w dokumentach Ostrihomskiej kapituły z 1299 r. Korytarze powstały głównie wśród szczelin tektonicznych, poszerzone następnie na skutek przepływającej tu kiedyś rzeki. Wskazuje na to owalny kształt wielu pomieszczeń jaskini. Warunki do powstania lodu powstały na skutek zasypywania się niektórych korytarzy. Powodowało to brak wymiany powietrza. Zimne powietrze, które jest cięższe osadzało się w dolnych partiach jaskini, a przesiąkająca tam woda zamarzała w wychłodzonych korytarzach i tak powstawał lód. Zamarznięta szata naciekowa jest bardzo bogata, mnóstwo tu stalaktytów, stalagmitów, lodowych kolumn i sklepień, jest także nawet małe lodowisko. Cała jaskinia ma długość 1975 m., z czego trasa turystyczna 650 m. Różnica poziomów pomiędzy wejściem a najniższym miejscem wynosi 57 m. Wszystkim bardzo się podoba w jaskini, opis turystyczny jaskini dobiega do naszych uszu w języku polskim w głośników zainstalowanych w poszczególnych pomieszczeniach, w ostatniej największej sali słychać nawet muzykę - to „Zima” Antonio Vivaldiego.  Po około 45 min. wychodzimy pełni wrażeń na zewnątrz i pierwsze co czujemy to ciepło tu panujące. Trzeba tez przyznać, że organizm jednak się aklimatyzuje i podczas dalszego zwiedzania jaskini nie czuliśmy już takiego zimna jak na początku. Schodzimy w dół do miejsca przy asfaltowej drodze, gdzie zostawiliśmy rowery. Tu zapada decyzja, iż cześć grupy zostanie na miejscu na obiad, a cześć tj.: Stanisław, Aldek, Kuba, Kazimierz i Ziemowit ruszy w drogę powrotną do Podlesoka. Piszący te słowa znalazł się właśnie w tej grupie. Ruszamy ok. godziny 13.00. drogą, którą jechaliśmy dotychczas i po około 3 km. skręcamy w lewo. Zaczyna się podjazd, jesteśmy na wysokości ok. 850 m. Nawierzchnia jest dobra, droga mało uczęszczana, dość sprawnie pokonujemy podjazd do wysokości ok. 990 m.  

Cały czas podziwiamy piękne widoki, droga ta jest niezwykle urokliwa, robimy zdjęcia, spotykamy tez innych kolarzy. Zjazd serpentynami jest długi i szybki, po około 9 km. robimy krótki odpoczynek przy przydrożnym strumyczku z krystalicznie czystą wodą. Dalej także z górki ruszamy do naszej kwatery. Po godzinie 15.00 jesteśmy już na miejscu i udajemy się na obiad do tutejszej restauracji. Po około półtorej godzinie przyjeżdża pozostała część grupy. Tego dnia przejechaliśmy ok. 63 km., podjazdy zaś łącznie wynosiły ok. 749 m.

 

Dzień 9 - sobota

Od samego rana pada intensywny deszcz, podejmujemy więc decyzję o wycieczce busem. Około godziny 9.00 wyruszamy do Lewoczy. Miasto powstało w połowie XIII wieku po najazdach tych ziem przez tatarów. Stopniowo rozbudowywało się i stało się najokazalszym miastem na Spiszu. Od 1271 r. stało się siedzibą samorządu miast spiskich. Było też ono centrum reformacji na Słowacji. W mieście jest wiele gotyckich i renesansowych budowli. Otoczone jest znacznie zachowanymi  XVI-XVII wiecznymi murami obronnymi. Udało nam się zaparkować w centrum, po czym poszliśmy zwiedzać gotycką Katedrę św. Jakuba. Katedra ta powstała w drugiej połowie XIV wieku i jest drugim największym kościołem na Słowacji oraz pomnikiem kultury narodowej. W środku przede wszystkim zwraca uwagę główny ołtarz wykonany z drewna. Przedstawia on św. Jakuba. Jest to najwyższy gotycki ołtarz na świecie, ma 18,62 m. wysokości. Wykonany został w pracowni Mistrza Pawła z Lewoczy. Naszą uwagę zwracają także inne gotyckie ołtarze w nawach bocznych oraz liczne malowidła. Wnętrze katedry zachowane jest w bardzo dobrym stanie.

 


 

Po zwiedzeniu katedry spacerowaliśmy po centrum tego urokliwego miasteczka, czuje tu ducha minionych czasów. Około godziny 11.00 udaliśmy się dalej do parku wodnego w Popradzie.  To bardzo duży kompleks wszelkich atrakcji wodnych połączony z częścią hotelową. Są tutaj m. in. baseny termalne, w których woda wydobywana jest z głębokości 1300 m., po czym schładzana jest z temperatury 50 °C do 36-38°C. Spędzamy tu przyjemnie ok. 3 godzin. Po wyjściu z kompleksu jeszcze zakupy w markecie, po czym wracamy do Podlesoka. Wieczorem powoli pakujemy swoje rzeczy następnego dnia wracamy do domu.

 

Dzień 10 - niedziela

Zebraliśmy się o godzinie 7.00 znieśliśmy bagaże do samochodów oraz zamontowaliśmy rowery na przyczepkach.

Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy kierując się na Piwniczną i Nowy Sącz. Za Nowym Sączem mamy obiad. Dalej przejeżdżaliśmy przez Mielec i Tarnobrzeg. Przed Sandomierzem wiele domów było zalanych wodą po ostatnich opadach deszczu. Straż pożarna pomagała usuwać wodę i zabezpieczała niezalane tereny. Wisłę przekroczyliśmy w Annopolu i sprawnie dotarliśmy do Nałęczowa przed godziną 17.00.

 

 

Podczas całego pobytuprzejechaliśmy 333 km. z suma przewyższeń wynoszącą 4253 m., lecz to niekilometry czy przewyższenia były tu w jakikolwiek sposób istotne. Odwiedziliśmywiele przepięknych miejsc jak dolina Dunajca czy ciekawe zakątki polskiego isłowackiego Spisza, zwiedziliśmy ciekawe zabytki, pokonaliśmy wiele trudnychpodjazdów by później cieszyć się pięknymi widokami i choć pogoda nie zawsze namdopisywała to zostało nam wiele wspaniałych wspomnień.

 

Opracował: Ziemowit


 

 

GALERIA





wstecz


2023.06.04 niedzielna wycieczka
 okolice Bełzyc

7-9.10.2022 rowerowe Roztocze
7-9.10.2022 Roztocze rowerowo

2022.09.25 jesienna wyczieczka
2022.09.25 - jesienna wycieczka

Falsztyn 24-30 lipca
Falsztyn 24-30 lipca

1-4.10.2020r. Falsztyn
1-4.10.2020r Falsztyn (rozpoczęcie i zakończenie sezonu)

Ukraina - Huculszczyzna
26.07-03.08.2019r.

Kozłówka
07.07.2019r.

Niedzielny wypad do Janowa Lubelskiego
2019.06.09

Pomorze
2019.05.25

Otwarcie sezonu - Zelew Zemborzycki
14.04.2019r

Bełżyce i okolice
2019.04.07

Kazimierz
2019.03.31

Walne Zebranie Członków BTR
22.03.2019r.

Zebranie BTR
1 luty 2019r. - harmonogram wyjzadów na 2019r.

Piskory 14.10.2018r.
14.10.2018 - niedzielna wycieczka do rezerwatu Piskory

Spoczywaj w pokoju Marianie
28 września 2018r.

Roztocze - Susiec
20-23 września 2018r.

Kotlina Kłodzka
30.07.2018-6.08.2018

Pojezierze - Wytyczno
31.05-03.06.2018

Niedzielna wycieczka
2018.05.20


 
Zamknij x
W ramach naszej strony stosujemy pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie, dzięki czemu dostosowuje się ona do Państwa indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej informacji znajduje się w naszej Polityce cookies.
ofirmie aktualnosci galeria trasy trasy netline