Bodzentyn, Wąchock, Zagnańsk, Bałtów...
1 dzień - dojazd do Bodzentyna - ok. 140 km
2 dzień - wycieczka do Wąchocka - ok. 60 km
3 dzień - wycieczka do Zagnańska - ok. 80 km
4 dzień - powrót do domu przez Bałtów i Kazimierz Dolny - ok. 140 km
Wyruszamy w czwartek o godz. 8.00, tradycyjnie spod naszego Banku Spółdzielczego.
Ośmioro śmiałków na rowerach i trójka w wozie technicznym z przyczepą na rowery. Naszym celem jest Bodzentyn, który będzie bazą wypadową do kolejnych wycieczek. Aura zwiastuje opady ale z optymizmem ruszamy do Kamienia gdzie promem przeprawimy się na drugi brzeg Wisły. W Opolu przezornie sprawdzamy kiedy kursują promy. Informacja,że promy właśnie nie kursują z powodu niskiego stanu wody jest niemiłą niespodzianką. Korygujemy plan i kierujemy się do Annopola co nieco wydłuży nasz pierwszy etap. W Świeciechowie spotyka nas kolejna niespodzianka. Szanując wiarę i tradycje bierzemy udział w procesji Bożego Ciała, wzbudzając jednak (ze względu na strój ) nieskrywaną ciekawość miejscowych wiernych. Ze sporym opóźnieniem ruszamy dalej. Na szczęście pogoda wyraźnie się poprawia Do celu docieramy ok. godz. 18.00, przebywając 138 km pokonując podjazdy o łącznej wzniosłości 880m. Właścicielkę naszych kwater znamy dobrze gdyż gościliśmy u niej 3 lata temu. Sam Bodzentyn to niewielkie XIV–wieczne miasteczko słynące przez wieki jako osada biskupów krakowskich a później jak wiele ośrodków w regionie Gór Świętokrzyskich uczestniczące krwawo w Powstaniu Styczniowym i będące rejonem intensywnych działań Armii Krajowej podczas II Wojny Światowej.
Drugiego dnia, już w pełnym 11-osobowym składzie, po śniadaniu przygotowanym przez naszą gospodynię ruszamy na północ do sławnego Wąchocka. Przez Świeradowicki Park Krajobrazowy docieramy najpierw do Leśnego Rezerwatu ”Wykus”, bazy żołnierzy zgrupowania Armii Krajowej pod dowództwem bohaterskiego majora Jana Piwnika – „Ponurego” i miejsca krwawej bitwy z oddziałami niemieckimi. Na szczycie wzniesienia (326m), na który dotarliśmy szlakiem Żołnierskiej Drogi Krzyżowej znajduje się niewielka kapliczka upamiętniająca poległych i zmarłych żołnierzy „Ponurego”. Jadąc dalej,lasem i podziwiając przebogaty drzewostan, w tym ponad 100-letnie jodły docieramy do kolejnego historycznego miejsca upamiętniającego pobyt oddziałów powstańców styczniowych pod wodza generała Mariana Langiewicza Wreszcie Wąchock. To, jako wrogie ideowo, metodycznie deklasowane przez władze PRL (poprzez tworzenie niewybrednych dowcipów) miasteczko, zasłynęło jednym z najcenniejszych zabytków okresu romańskiego –zespołem klasztornym Cystersów sprowadzonych tutaj w 1179 r.! Dzisiaj mieszka i pracuje w klasztorze 20 Cystersów. Dzięki uprzejmości przypadkowo spotkanej Pani Przewodnik zwiedziliśmy najstarsze, zachowane fragmenty klasztoru. Obecnie, tj. po 1980r. w obrębie zespołu klasztornego rozmieszczone zostały tablice poświęcone walczącym na tym terenie powstańcom styczniowym i partyzantom AK. Tu także złożono prochy rannego śmiertelnie w czasie walk na Litwie „Ponurego”. Jego ostatnie słowa „pozdrówcie Góry Świętokrzyskie” zainspirowały Cezarego Chlebowskiego do udokumentowania bohaterstwa żołnierzy AK. Po zwiedzaniu, skosztowaliśmy w klasztornej jadalni pierogów Mnicha i ruszyliśmy w drogę powrotną. Jeszcze zatrzymaliśmy się w Michniowie, wsi dwukrotnie w okrutny sposób spacyfikowanej przez Niemców (wszyscy mieszkańcy spaleni żywcem). Statystyka tego dnia to 60km na rowerze, z łączną sumą podjazdów 695m .
Następnego dnia –zgodnie z planem – chcieliśmy pokłonić się 1000-letniemu Bartkowi. To prawdziwy fenomen natury. W najszerszym miejscu obwód pnia tego drzewa przekracza podobno 13m a jego średnica jest bliska 3m! Było co podziwiać! Trasa wiodła przez Św. Katarzynę. Miało być łatwo i przyjemnie i pewnie tak by było ale nasz (słynny już z innych wypraw)przewodnik znowu chciał się wykazać. Z pomocą map i GPS-a dołożył nam 30km. Bez komentarza! Ostatecznie jednak cel osiągnęliśmy. W drodze powrotnej mieliśmy już tylko same radości. Mocny podjazd pod Górę Bukową (484m), w niepowtarzalnym otoczeniu dorodnych buków, później kilkukilometrowy zjazd z przerwą na świeże truskawki. Zamiast 50 przejechaliśmy 79 km, w trudnym terenie, z łącznymi podjazdami 770m.To dużo.
Każdy weekend się kończy. W niedzielę, po śniadaniu ruszamy do domu. Jeszcze wspólna fotka z gospodynią i w drogę.W Krzemionkach Opatowskich mieliśmy ochotę zwiedzić regionalne muzeum ale nie mogąc doczekać się na przewodnika pojechaliśmy dalej. W Chotczy niespodziewanie spotkaliśmy naszych przyjaciół Aftyków. Tym razem prom już pływał. Mijając kamieniołomy w Kazimierzu, czuliśmy się już jak w domu. Tutaj też wreszcie dopadł nas ulewny deszcz ale nic nie mogło nam zabrać przeżytych pięknych wrażeń.
To była niezapomniana przygoda!
GB
GALERIA